I znów za oknem rano mgła i deszcz. W nadziei na poprawę, jak dnia poprzedniego zeszłam do Jaworek, do kasy przed Wąwozem Białej Wody. Lało, ale za to nie było wcale ludzi. Coś za coś.
Rezerwat może nie jest tak spektakularny jak sąsiedni Homole, ale również robi wrażenie. I jest zamieszkany. W przeszłości wieś Biała Woda zamieszkana była przez Łemków- do dziś widać tarasowy układ pól, przy drogach rosną stareńkie drzewa owocowe. Żółty szlak na końcu rezerwatu wyprowadził mnie pod przełęcz Rozdziela, a po drodze do bacówki. Nie obeszło się bez kupienia oscypka. Bardzo dobry, polecam. Jeśli ktoś wyobraża sobie przy okazji jakiegoś zaniedbanego bacę to zdziwi się podobnie jak ja. Sprzedawczynią była śliczna dziewczyna, w oficerkach, stroju do jazdy i w czerwonych koralach, widać przyjechała koniem, który pasł się obok bacówki. Bardzo miła obsługa :)
Przełęcz Rozdziela nie przywitała mnie niczym innym jak nieprzebytą mgłą. Przynajmniej nie padało. Poszłam więc szlakiem granicznym w kierunku Durbaszki. Po drodze na stoku Wierchliczki we mgle ukazały mi się na chwilę pozostałości drugiej, z czterech wybudowanych w okresie PRLu na tych terenach, wzorcowych bacówek. Spory, opuszczony budynek, bez okien, pod lasem, w nieprzebytej mgle robi piorunujące wrażenie. Zwłaszcza jak się czytało S.Kinga do poduszki.
Droga pod Durbaszkę niebywale mi się dłużyła. Przez mgłę, chmury i tak nic nie było widać. A widoki muszą z tego szlaku być przecież wspaniałe. Z podobnych powodów ominęłam najwyższy szczyt Pienin- Wysoką, wejście na nią pozostawiając sobie na bardziej sprzyjające warunki atmosferyczne.