Rano opuściłam gościnne progi "Durbaszki". Celem dnia było schronisko na Przehybie. Co nie było taką prostą sprawą z ogromnym worem i upałem. Kierowca busa w Jaworkach nie mógł się nadziwić, że sama idę i to z takim wielkim plecakiem. Na podejście wybrałam szlak zielony ze Szczawnicy. Bardzo widokowy w swojej pierwszej części. Najpierw prowadzi bowiem przez liczne przysiółki nad Szczawnicą i w końcu umożliwia spojrzenie nad Pieninami na Tatry. W drugiej części nie mniej ciekawy- biegnie zalesionymi szczytami, wąską ścieżką, z nielicznymi punktami widokowymi. Szlak jest dość nieuczęszczany i przy skrzyżowaniu z drugą stokówką, pod Łysinami bardzo słabo oznaczony. Świadomie wybrałam jednak przejście kawałek tą drogą do sąsiedniego szlaku niebieskiego, trochę łagodniejszego. Poziomy bieg stokówki pozwolił trochę odciążyć plecy i nogi. Upał był wykańczający, a do tego roje much bzyczące denerwująco nad głową...
Na szlaku niebieskim trochę większy ruch. Co i rusz ktoś mnie albo pocieszał, że już niedługo albo się wielkiemu plecakowi dziwił. Samotna dziewczyna na szlaku to jednak nadal dziwna rzecz dla niektórych. Chociaż, z drugiej strony i ludzi się pozna, i trochę pogada. Jest do kogo usta otworzyć i czasami się pośmiać można.
Przehyba została osiągnięta w końcu około godziny 16.00. Znajome schronisko, maszt telewizyjny, znajome widoki. Prawie jak w domu.