Pakowanie, śniadanie i zejście do Kuźnic. Miła pani kierująca busem opowiada nam jak to zeszłego dnia była pierwszy raz w życiu na Kasprowym- bo musi wiedzieć co mówi swoim gościom. Lol jak widać i szewc bez butów chodzi.
Na dworcu zostawiam plecak w przechowalni, pytamy o ostatni pks z Palenicy i wsiadamy w busa. Cel, jak na końcowy dzień przystało- Rusinowa Polana. Wysiadamy więc na Wierchu Porońcu i po godzinie lekkiego spacerku oszałamia nas panorama Tatr Bielskich i Wysokich.
Rozsiadamy się w cieniu drzew obok nieczynnej w zimie bacówki. Akos wyciąga palnik, gotuje wodę i przygotowuję wykwintną zupkę o smaku kurczaka. Problem jest jeden- nie mamy czym jej zjeść. Stojąc w obliczu samodzielnego wystrugania łyżek z drewna, proponuję jednak kubki od termosów. Najśmieszniejszy posiłek jak dotąd w moim życiu. :)
Do w pół do czwartej snujemy sie po polanie robiąc zdjęcia albo po prostu siedzimy słuchając soundtracku tej wycieczki - "Guaranteed" Eddie Vedder`a w kompilacji z zachwycającymi widokami. Potem zejście do Palenicy i ostatni wspólny grzaniec w parkingowym barze.
Wsiadam w pks i w myślach obliczam- zdążę czy nie zdążę do osiemnastej do sklepu? Za pięć szósta wpadam do HiMountain i oddaję rakiety. Udało się. Jeszcze tylko małe zakupy na drogę, bilet i wsiadam w autobus do Łodzi.