Droga Łódź- Wilno zajęła nam około 13 godzin. W Augustowie przerwa na obiad i wymianę waluty. Najpierw zastanawiamy się czy warto, kurs lita 1,01 zł, ale kiedy okazuje się że niektórzy w Łodzi wymieniali po 1,20 bez wahania kupujemy potrzebną ilość litów. Potem okaże się, że na granicy można było zaoszczędzić jeszcze 4 gr :) Sama granica w Ogrodnikach wyludniona i zabita na głucho. Ciągle nie mogę przyzwyczaić się do stanu "po schengen" :)
Zaraz za przejściem rzuca się w oczy zmiana krajobrazu. Duże otwarte przestrzenie, rzadka zabudowa, głównie drewniana. I na początku lasy, lasy, lasy.. Przejeżdżamy przez Dżukijski Park Narodowy. Pięknie :) No i już na pierwszej stacji benzynowej benzyna 98 tańsza o 60 gr w porównaniu z Polską. :)
Pierwszy raz zatrzymujemy się dopiero w Merkine, wspinamy się stromymi schodkami pod górę i podziwiamy zakola Niemna. Widać, że to popularne miejsce widokowe, jest parking dla autobusów i tablica informacyjna w kilku językach. Potem zmierzamy już do Wilna. Nocujemy w hostelu Filaretai na ulicy o tej samej nazwie na wileńskiej dzielnicy Zarzecze. Niestety pierwsza tura pilotów się nie spisuje i autokarem ładujemy się w ciasne, osiedlowe uliczki. Miejscowi zaciekawieni wyglądają z okien, robią zdjęcia jak na grubość lakieru przeciskamy się między samochodami, a nasz kierowca- już po wszystkim łapie się za serce i sam się dziwi jak udało mu się przejechać.
Hostel całkiem niezły. Nam udało się akurat trafić na obszerny pokój 6os, ale niektórzy mieli bardziej przedział kolejowy niż pokój. Jest kuchnia, płatna pralnia, komputery z dostępem do internetu. Nie ma śniadania. Wkurzają tylko prysznice z czasowym ograniczeniem- woda leje się tylko przez kilkanaście sekund, a potem trzeba znowu wcisnąć przycisk. Mało komfortowe.
Po całym dniu jazdy szybko zasypiamy, choć niektórzy spędzają nawet całą noc przygotowując się do przewodnictwa czy komunikatu.