Po Pieninach, po Beskidzie Sądeckim przyszedł czas na trochę inne góry. Tatry, Dolina Chochołowska i pięć noclegów zarezerwowanych w pokoju 14 osobowym czekały.
10.10 odjeżdżał ze szczawnickiego dworca pks do Zakopanego. W pół godziny, z plecakiem zbiegłam, tym razem zachodnimi stokami Bryjarki (trochę na czuja wybierając drogę) pod sam dworzec. Niepotrzebnie się jednak spieszyłam- autobus się spóźnił prawie 20 minut.
Zakupiwszy bilet studencki za niecałe 8 złotych pojechałam do Zakopanego jedną z ciekawszych dróg przez Nowy Targ. Lubię ją- po lewo Tatry, po prawo Gorce (jak się dobrze patrzy to przez pewien czas schronisko pod Turbaczem widać), nie wiadomo w którą stronę patrzeć.
W Zakopanem, jak zwykle- tłumy. I po uzdrowiskowym klimacie Szczawnicy- zdecydowanie inne powietrze. Szybkie zakupy w Tesco (oj przydały się te 3 kg wolnego miejsca w plecaku), bus do Doliny Chochołowskiej i znowu góry. Od zeszłego roku nie wzrosła cena ciuchci (4zł) za to teraz nie płaci się za wejście do TPN tylko na teren Wspólnoty Uprawnionych Wsi. Tak czy siak, niedużo.
Od zeszłego roku Polana Chochołowska nic nie straciła ze swego uroku, tak samo widokowa, tak samo rozległa i z przepiękną panoramą. No i owce, super owce z Polany Chochołowskiej. :)