Rano do Zakopanego przyjeżdża kolejna część ekipy. Ja za to nie mogę wymówić ani słowa - zapalenie krtani kwitnie. Kiedy w końcu udaje mi się odezwać ustalamy, że idziemy najłatwiejszym ze szlaków - na Rusinową Polanę.
Busem dojeżdżamy na Wierch Poroniec i w atmosferze sielanki, bez żadnych trudności docieramy na moją ulubioną polanę. Znajdujemy wolny stolik i rozsiadamy się w najlepsze. Robimy zdjęcia, zakupy w bacówce, jemy i leniuchujemy. Panorama jak zwykle powala. Na koniec znajduję jeszcze jednego geocache i wracamy przez Wiktorówki do drogi.
Parking jest, owszem, ale przystanku w tym miejscu nie ma. Poza sezonem w ogóle niewiele tutaj jeździ. Po nieudanych próbach złapania stopa (dla 10 osób :)), Ania pomysłodawczyni zejścia właśnie tutaj, wiedziona chyba wyrzutami sumienia załatwia nam podwiezienie w jednym z autokarów. I w ten jakże wygodny i szybki sposób docieramy do Zakopanego.
Wieczór spędzamy na głównym motywie przyjazdu - koncercie Zakopower :)