Dzień drugi, tym razem uderzamy w tatrzańskie doliny. Podjeżdżamy do wylotu doliny Małej Łąki. Jest maj, i to zaraz po długim weekendzie więc w samym Zakopanem mało ludzi, a w Tatrach jeszcze mniej. I tak trzymać, dla nas lepiej.
Pogoda taka niepewna i kiedy w końcu doszłyśmy do Małej Łąki i rozłożyłyśmy się na zmęczonej śniegiem trawie- zaczęło padać. Nie było nam dane zjeść, trzeba się było zwijać. Jeszcze z ciekawości podeszłyśmy w kierunku szlaku na grań- tablica z ostrzeżeniem lawinowym jeszcze wisiała.
Podeszłyśmy zatem ścieżką nad reglami w kierunku Doliny Strążyskiej. Ciągle mało ludzi, cisza, spokój, a do tego kiedy schodziłyśmy do doliny wyszło słońce. Od razu zrobiło się przyjemniej, Giewont nabrał złocistych barw. I z takim widokiem zasiadłyśmy przy chatce w Strążyskiej z chlebem ze smalcem w jednej ręce, z kiszonym ogórkiem w drugiej.